Wspomnienie o bezdomnym Marku

Dwa lata temu do kościoła przyszła pewna  starsza pani, Greczynka i zaczęła mi coś tłumaczyć. Niewiele rozumiałem z tego, co do mnie mówi. Jednak gestykulacja i mowa ciała pomogła. Zrozumiałem, że opowiada o jakimś ubogim, bezdomnym Polaku. Pojechaliśmy do Nea Tirinta (miejscowości oddalonej od Nafplio około 10 km). Marek siedział na krawężniku koło greckiego kościoła.

Przywitał się: Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus.

I tak zaczęła się nasza znajomość.

   Grecja jest pięknym krajem. Każdy, kto tu przyjeżdża, zakochuje się natychmiast. Jednak jest druga strona medalu tej słonecznej Hellady. Przyznam, że po wielu latach pobytu na Ukrainie niewiele jest mnie w stanie zaskoczyć… A jednak… Oderwanie od domu rodzinnego, kultury i religii każdy przeżywa na swój sposób. Zdarza się, że na wychodźctwie polskie dusze giną, a na ulicach tych obcych dla nas miast, można spotkać wielu zagubionych Polaków.

Marek był jednym z nich. Mieszkał w lepiance z dziurawym dachem. W południe wychodził na plac koło kościoła i żebrał o jedzenie i tanie wino. W czasie moich odwiedzin często opowiadał o swoim życiu. Wyjechał z Polski 19 lat temu do pracy na zbiór pomarańczy. Czas szybko mijał i sprawiał, że coraz trudniej było utrzymać więź z rodziną i to tak potrzebne każdemu człowiekowi poczucie, że jest się dla kogoś bliskim i potrzebnym.

  Któregoś dnia, podczas rozmowy z matką, mężczyzna usłyszał takie słowa: Marek więcej nie dzwoń.

Odłożył telefon i zapłakał… Może to wtedy się załamał? Zaczął pić, by choć przez chwilę zapomnieć o odtrąceniu. Brakowało mu celu i świadomości, że ma dla kogo żyć.

W trakcie naszych spotkań Marek chętnie opowiadał mi o wiosce, w której się wychował, o pracy na gospodarstwie i o swojej rodzinie. Przypominał sobie adres domu rodzinnego, numery telefonów swoich dawnych znajomych i czas, w którym wszystko zdawało się mieć sens.

Raz podał mi numer do osoby, która kiedyś była dla niego wsparciem. Zadzwoniłem. Odezwała się jego siostra – Iwona. Ucieszyła się, że odnalazła brata. Poprosiła o wysłanie zdjęcia Marka na Whatsappie. Nie mogła go rozpoznać, tak się zmienił. Tylko oczy pozostały  te same.

Marek chętnie się modlił. Często odmawialiśmy różaniec w jego chatce. Przyniosłem mu obraz Matki Bożej Częstochowskiej, który udekorował i otoczył świeczkami. Kiedy długo mnie nie było, liczył dni. 

Dawno księdza nie było – mówił –aż 12 dni.

Któregoś razu podarowałem mu Pismo Święte Starego i Nowego Testamentu. Marek chętnie czytał.  Później zawsze mi mówił, na której jest stronie i opowiadał o tym, co czytał. Iwona zaczęła wysyłać mu paczki żywnościowe i bardzo się starała, żeby jej brat wrócił do Polski. Marek jednak nie chciał. Dzięki swojej siostrze miał również telefon z polskim numerem telefon. Teraz miał stały kontakt z rodziną. Ostatni miesiąc był najtrudniejszy. Na nic się nie skarżył. Już nie mógł wstawać z łóżka, choć mało sypiał. Męczyła go bezsenność.

Tydzień przed śmiercią pojechaliśmy z Antonim, żeby go zabrać do szpitala. Przyjechała karetka pogotowia, żeby go ratować. Marek kolejny raz odmówił.

 Kiedy piszę to wspomnienie na moim biurku leży jego Biblia trochę brudna poplamiona. Zatrzymał się na stronie 1404. Kończył  czytanie księgi Kocheleta. Zatrzymał się na fragmencie:

Wtedy przerwie się srebrny sznur stłucze się złota czara (lampa oliwna zawieszona na srebrnym sznurze) dzban się rozbije u źródła i kołowrót runie do studni. Wtedy proch powróci do ziemi, skąd został wzięty, a duch powróci do Boga, który go dał.

Wieczny odpoczynek racz mu dać Panie…

Ks. Ryszard

Czas się wypełnił

Czas się Wypełnił…

Dzisiejszy świat przytłacza nas potokiem informacji. Zapewne są tacy politycy, którzy potrafią mówić godzinę i nic nie powiedzieć. Trudno z tego „lania wody” wyciągnąć jedno sensowne zdanie. Tymczasem w ewangelii św. Marka  jest dokładnie odwrotnie.  Ewangelista opowiada o życiu Jezusa w bardzo krótkich i zwięzłych zdaniach. W dzisiejszej ewangelii ( Mk. 1,14- 20) mamy mnóstwo wątków, które można by rozwinąć.  np.

Jezus zobaczył…

Mówił…..

Głosił…..

Powołał….

Oni natychmiast….

Chcę się na chwilę zatrzymać nad pierwszym zdaniem dzisiejszej ewangelii. Czas się wypełnił… Z chwilą przyjścia Pana Jezusa na świat wypełniają się Boże obietnice. W osobie Jezusa Bóg przychodzi do ludzi i chce królować w naszych sercach.

                W ubiegłym tygodniu razem z Antonim udałem się w Nafplio do krawca w sprawie  uszycia nakrycia na ołtarz w naszym kościele. Uderzyła mnie niezwykła serdeczność krawca. Wręcz tryskał radością i pogodą ducha. Przypomiała mi się historia świętych rodziców świętej Teresy od dzieciątka Jezus. Zelia i Ludwik Martin. Ojciec świętej Teresy Ludwik Martin z zawodu był zegarmistrzem. Uczciwy, sumienny, życzliwy. Każdy kto  wchodził do jego pracowni miał wrażenie, że spotkał się ze świętym człowiekiem. Nie wiem czy krawiec z Nafplio jest świętym…, ale dla niego czas się wypełnił. Bóg króluje w jego sercu.

ks. Ryszard

Lepanto

Lepanto

7 października 1571 roku to dzień zwycięstwa floty chrześcijańskiej nad wojskami tureckimi. Sułtan Turecki Selim II pragnął podbić całą Europę i zaprowadzić w niej wiarę muzułmańską. Ówczesny papież, święty Pius V – dominikanin gorący czciciel Matki Bożej usłyszawszy o zbliżającej się wojnie zaczął zanosić żarliwe modlitwy do Maryi – odmawiając rózaniec. Nagle doznał wizji zdawało mu się, że znalazł się na miejscu bitwy pod Lepanto, zobaczył ogromne floty przygotowujace się do starcia. Nad nimi ujrzał Maryję, która patrzyła na niego spokojnym wzrokiem. Nieoczekiwana zmiana wiatru uniemożliwiła manewry muzułmanom, a sprzyjała flocie chrześcijańskiej. Udało się powstrzymać inwazję Turków na Europę.

            Nasi parafianie postanowili uczcić to wydarzenie. Wczesnym rankiem wyjechaliśmy z Nafplio. Niewielka grupka naszych parafian –  rycerze Maryi wyruszyli do Lepanto. Najpierw  do  do Patry – miasta w którym apostoł Andrzej poniósł smierć męczeńską. Podczas  krótkiego odpoczynku Flora żona Augustyna poczęstowała nas wspaniałą Piccą i Tiropitą ( ciasto francuskie przekładane fetą).  Po mszy świętej w kościele katolickim pw. św Andrzeja w Patrze  jedziemy do Lepanto dzisiejsza nazwa to  Nafpaktos, aby się tam dostać  trzeba był porzejechać wspaniały most zawieszony nad zatoką Koryncką. Most ten łaczy Peloponez z kontynentem. Miejscowośc Lepanto to piękna turystczna miejscowość, chętnie odwiedzana przez turystów. Dlaczego ludzie tutaj przyjeżdżają? Skąd pomysł tej pielgrzymki? Co chce nam tutaj powiedzieć Maryja?

             Jeżeli tutaj dokonało się takie zwycięstwo to również Maryja może tego dokonać w zyciu każdego z nas. Wystarczy wziąć do ręki rożaniec – wtedy przychodzi Ona… Wracając promem przez morze znowu popatrzyłem na ten wspaniały most – był podobny do wspaniałego wieńca z róż na głowie Maryi uplecionego przez nasze Zdrowaś Mario.

ks. Ryszard

Lockdown

Bardzo mi się spodobały słowa Ojca Leona Knabita. Bardzo znanego Benedyktyna zTyńca:

„Niech owocem pandemii, będzie nasze nawrócenie”. Narzekamy na zamknięte sklepy, szkoły, lotniska itd… Temat koronowirusa do znudzenia powtarzany jest w mediach. Wielu ludzi jest po prostu zmęczoych, ale czy ktoś myśli o nawróceniu…?

            Ostatnio w w Nafplio wprowadzono godzinę policyjną od godz. 18.00. Miasto, które tętni życiem zamarło. Nie ma ludzi na ulicach, ani samochodów. Zamiast tego jest cisza…

            W dzisiejszym pierwszy czytaniu Bóg woła Samuela w nocy. Słowa piosenki o historii powołania Samuela  mowią tak: „Nigdy tamta noc nie skończy się, nigdy światło tamtej nocy nie zagaśnie…” 

             Może, ktoś by powiedział. Ja też chce usłyszeć głos Boga tak jak Samuel. Bóga przecież w nocej ciszy się narodził. Wystarczy podejść do stajenki i popatrzeć. Bóg woła nas przez swojego Syna mocą swojej miłości. Bo przecież Słowo stało się ciałem. I ta noc i to światło Bożego Narodzenia nigdy się nie skończy.

ks. Ryszard

ARTEMISSIO

To, że Grecja należy do najpiękniejszych krajów na świecie nie ulega wątpliwości. Mamy tutaj wszystko. Szmaragdowe morze, oliwkowe gaje, plantacje winogron, pomarańcze, mandarynki no i góry.

W ubiegłym tygodniu wybraliśmy się razem z Kamilem na najwyższy szczyt w naszym rejonie Argolida – Artemissio – wysokość 1750 m. Najpierw droga wiodła przez Argos, potem przez wąwóz wysoko w góry. Wkrótce nasz samochód wspiął się na wysokość 1036 m. do kapliczki św. Kaliksta. (Aγ. Καλλιστρατος). Tam znajduje się ciekawy napis w języku greckim: Η ΜΕΤΡΙΟΦΡΟΣΥΝΗ ΕΙΝΑΙ Η ΚΛΩΣΤΗ ΠΟΥ ΣΥΓΚΡΑΤΕΙ ΤΑ ΔΙΑΜΑΝΤΙΑ ΤΗΣ ΑΡΕΤΗΣ. (Skromność jest nicią, która trzyma diamenty cnoty). Dalej czerwonym szlakiem udaliśmy się w góry. Zuważmy, że ludzie o bogatej wyobraźni coś, albo kogoś widzą w górach np. na Giewoncie ktoś zauważył obraz śpiącego Rycerza, który strzeże miasta Zakopane, a może nawet broni całą Polskę. Po dwugodzinnym marszu byliśmy pod szczytem. Patrzyliśmy z Kamilem na Artemissio z podziwem, zadając sobie pytanie kto w tej górze się ukrył? Nie wiem nie potrafię jeszcze odpowiedzieć sobie na to pytanie może kiedyś ktoś odgadnie…? Niestety nie zdobyliśmy szczytu, pora była późna i trzeba było wracać. W drodze powrotnej zjedliśmy kanapki zrobione przez Kasię, żonę Kamila.

Wracając do Nafplio przyszła mi na myśl piękna religijna piosenka o górach: „Zwiastunom z gór. Stopom ich cześć, bo niosą nam. Radosną wieść, tę wieść – pokoju dar: Wśród życia dróg, przychodzi już. Władać Bóg – Królem Bóg”. A więc cześć tym którzy niosą światło ewangelii.

Kończy się okres Bożego Narodzenia. Stajenka w naszym kościółku jeszcze pozostanie. Po to, abyśmy mogli jeszcze raz popatrzeć na naszego Króla. Taki malutki, a taki potężny Stwórca wszystkich rzeczy.

ks. Ryszard